wtorek

Porównanie matowych błyszczyko- szminek Manhattan i Basic

Wiosna to świetny czas na małe eksperymenty z kolorami. Ja postanowiłam zakupić sobie dwie szminki w jakichś nietypowych, odjechanych, wiosennych kolorach ;) Ale że nie lubię typowych wykręcanych szminek, a tym bardziej produktów połyskujących, brokatowych czy perłowych mój wybór padł na matowe szminki w postaci błyszczyka. W moje ręce wpadła szminka Manhattan Soft Mat w numerze 54L oraz dużo tańsza pomadka firmy Basic (dostępna w sieci drogerii Schlecker) Vanilla Matt Lip Gloss, numerek bliżej nieokreślony ;) jasny róż :)

Jako pierwszą zakupiłam szminkę Manhattan. Kosztowała mnie 17 złotych, a kupiłam ją w Rossmannie.  Numer 54L to przepiękny, bardzo intensywny róż, wymieszany z fuksją ;)) Kolor jest naprawdę niesamowity. Na ustach wygląda ślicznie. Sama szminka pachnie budyniem waniliowym. Jest matowa, co według mnie wygląda bardzo naturalnie. I co najważniejsze, jest diabelnie trwała. Nie straszne jej picie, jedzenie, całowanie. Oczywiście, traci na swej intensywności, ale nadal jest. Myślę, że spokojnie utrzyma się do 5 godzin.

Drugą szminką była pomadka z firmy Basic. Szczerze mówiąc, kupując tę z Manhattan nie wiedziałam o jej tańszym odpowiedniku. Oczywiście blogi innych dziewczyn oświeciły mnie, więc postanowiłam zakupić sobie tym razem ładny jasny, landrynkowy róż. Szminka kosztowała chyba 7,99. Inne dostępne kolory mnie nie zachwyciły- było bordo, krwista czerwień, brąz i pomarańcza. Cukierkowy róż jest piękny, jednak ma jedną wadę, mianowicie zbiera się we wszystkich bruzdach na ustach, kącikach i tym podobnych miejscach naszych ust ;) Jednak wystarczy delikatnie rozsmarować pomadkę palcem i jest ok ;)

Obie pomadki zastygają na ustach, są bardzo trwałe, mają piękne kolory. Ich wadą jest na pewno to, że wysuszają usta, jednak na specjalne okazje są świetne. Polecam :)







Virtual, Ideal Cover Make Up- recenzja

Witam po długiej przerwie ;)) Wracam do blogowania, a na pierwszy ogień pójdzie dziś nowy podkład od firmy Virtual- Ideal Cover Make Up.

Podkład zakupiłam prawie 2 tygodnie temu, w cenie 11, 50 złotych w osiedlowej drogerii. 
Mój kolor to 100- jasny beż. Co mogę o nim powiedzieć??

Krycie- podkład dość dobrze kryje drobne przebarwienia, czy małe pryszcze. Revlon to to oczywiście nie jest, ale moim zdaniem ma krycie podobne do Lasting Finish z Rimmela. W skali od 1 do 6 dostaje 5.

Kolor- jasny beż jest faktycznie jasny ;) Jest jaśniejszy od Revlon ColorStay 180 Sand Beige, którego do tej pory używałam. Myślę, że kolor jest bardzo zbliżony do 103 true ivory Lasting Finish z Rimmel. Absolutnie nie jest to ani kolor różowy ani intensywnie żółty. Bardzo ładny beż. Za kolor, który zazwyczaj ciężko jest sobie dobrać, Virtual dostaje 6.

Wykończenie- nie jest matowe, ale nie jest też mocno błyszczące. Myślę, że można go nazwać satynowym, z lekkim połyskiem. Przypudrowany nie świeci się na twarzy. Do tego pięknie dopasowuje się do cery, nie robi maski, jest niemalże niewidoczny. Czuć w nim silikony, gdy się go nakłada, podkład "jeździ" po twarzy, ale po chwili jest on niewyczuwalny. Pamiętajmy, że to nie jest podkład matujący ;) Nie podkreśla raczej suchych skórek. Nie roluje się. Schodzi z twarzy równomiernie. W tej kategorii otrzymuje piąteczkę ;)) 5

Trwałość- tutaj nie ma cudów. Nie utrzymuje się wiele godzin, ale myślę, że spokojnie od 6 do 8 zostaje na twarzy. Wieczorem zmywam resztki ściereczką i widzę, że coś na twarzy miałam, więc chyba nie jest tak źle. 4

Myślę, że podkład będzie dobry dla każdej cery. Ja mam cerę mieszaną, do tego suche skórki i podkład wygląda na mojej twarzy dobrze. Mnie nie zapchał, a moja cera ma niestety do tego skłonności. Cena jest bardzo korzystna, więc można wypróbować, nie tracąc zbyt wiele. Porównując ten podkład do innych, które posiadałam, czyli np. matujący z Bell, Revlon Colorstay, Lasting Finish, Affinitone, Essence, Lirene itp, itd., myślę, że podkład zasługuje na mocną 4 z dużym plusem ;))

Na koniec całkiem kiepskie zdjęcia ;(((




niedziela

Sierpniowe rozdania ;))

Uwielbiam prezenty, chyba jak każda dziewczyna :)) Rzadko biorę udział w rozdaniach, ale tym razem zaszalałam.

Black Beauty Bag (http://iblackbeautybag.blogspot.com/2011/07/iwetto-rozdaje.html):



Barwy wojenne (http://barwy-wojenne.blogspot.com/2011/08/czerwone-rozdanie.html):



I love it- cathy (http://iloveit-cathy.blogspot.com):

 

merczens bloguje (http://merczens.blogspot.com/2011/07/66-moje-pierwsze-rozdanie.html): 

 

i ostatnie, ale nie mniej ważne- kosmetykowywirus, czyli spalinka bloguje (http://kosmetowirus.blogspot.com/2011/07/giveaway.html):


sobota

Marigold narzeka- słów kilka o bublach ;(

Żeby nie było tak pięknie, że tylko chwalę i polecam, dziś wpis o produktach, które według mnie są totalnymi bublami.

Będąc ostatnio w Rossmannie w oczy rzuciły mi się błyszczyki firmy Lovely- Water Effect Lip Gloss.
Ich cena kilka miesięcy (czy też tygodni temu) wynosiła coś około 8 złotych. Jakież było moje zdziwienie, gdy pojawiły się one w stałej sprzedaży za 4 złote z groszami. Kolory wydawały się interesujące, więc grzechem było nie wziąć jednego. Już będąc przy szafie Lovely zauważyłam, że część błyszczyków ma niesprawny „klikacz”, który wydobywa błyszczyk z opakowania. Ja wzięłam egzemplarz z działającym aplikatorem. Niestety, w domu okazało się, że „klikacz” wcisnął się do środka i nie można go za nic w świecie wyciągnąć. Produkt do wyrzucenia. Jednak nie lubię marnować zakupionych rzeczy, więc postanowiłam dostać się do środka. Po wielu próbach udało mi się. Znalazłam pojemniczek po starym błyszczyku i przelałam go. To również nie było łatwe, gdyż lip gloss ma bardzo gęstą konsystencję. Cały proces trwał około godziny. Jednak opłacało się. Błyszczyk jest naprawdę wspaniały. Ma genialną pigmentację. Kryje jak szminka. Do tego piękny, nasycony, letni kolor. Nie skleja ust, mimo gestej konsystencji. Trzyma się wyjątkowo długo, bo do 2 godzin (zazwyczaj zjadam błyszczyk po 10 minutach). Mimo tych wszystkich zalet odradzam zakup tego produktu. Aby go do czegoś przelać trzeba się nieźle namęczyć. Zresztą nie wydaje mi się to do końca higieniczne.  Chyba lepiej dołożyć kilka złotych i kupić coś porządnego. Szkoda nerwów i produktu.


Kolejnym bublem okazało się masełko do ciała firmy BeBeauty, czyli produkt  z Biedronki.  Ja zakupiłam masło mango z drobinkami. I choć lubię efekt drobinek na opalonym ciele, to w tym przypadku mamy do czynienia raczej z drobinami brokatu. Bardzo mi się to nie podoba. Do tego bardzo chemiczny zapach i konsystencja. Wiem, że masło powinno być gęste, ale to naprawdę ciężko się rozprowadza, smuży się, a skóra po użyciu jest lepka. Nie polecam.
 zdjęcie pochodzi ze strony: kafeteria.pl


Ostatni bubel to potrójne cienie firmy Paese- diamentowe. W drogerii produkt wydawał się idealny. Perłowe, bardzo ładne kolory, świetna pigmentacja. Na palcu efekt niesamowity. Po przyjściu do domu nałożyłam je na pędzelek i… katastrofa. Nie da się ich przenieść z pędzelka na powiekę, tracą pigmentację, robią się plamy. Co gorsza, ciężko połączyć poszczególne kolory, gdyż cienie mają tendencję do robienia „skorupki” na powiece. Do tego są naprawdę niewydajne, po miesiącu rzadkiego stosowania widać denko. Kolory są też „oszukane” gdyż pod np. kolorem środkowym, czyli pośrednim fioletem kryje się kolor z lewego paseczka- jasny rozświetlający. Pod koniec mamy więc 2/3 jasnego i 1/3 ciemnego koloru.

 
zdjęcie pochodzi ze strony: kosmetykiprofesjonalne.net

środa

Cienie Essence- recenzja





Dziś recenzja dwóch produktów, które są moimi absolutnymi faworytami. Mowa o cieniach Essence. W swojej „kolekcji” mam już 4 odcienie. Dziś opowiem o dwóch ulubionych- numerze 25 Go All Girlie oraz numerze 43 Mistic Lemon. Oba produkty kosztowały 6,99 i dostępne są w podstawowej szafie Essence.


Go All Girlie- to kolor różowy, wpadający w brzoskwinię lub łososia. Co ciekawe na opakowaniu producent pisze:  shimmer efekt. Nie do końca się z tym zgadzam, bo owszem, chociaż ma bardzo delikatne drobinki, jednak na oku wydaje się być matowy. Jest to fajny cień, który można nałożyć na całą powiekę jako cień bazowy. Trwałość jest przyzwoita. Na bazie utrzymuje się cały dzień, bez bazy trochę gorzej. Pigmentacja jest średnia, w sam raz do dziennego makijażu.
Mistic Lemon- to mój pierwszy cień z tej serii. Jest fantastyczny. Od dawna szukałam czegoś w odcieniu szampana- do rozświetlania powieki i jako cień na całe oko. Ten cień mieni się na kolor jasnego złota i żółci. Idealny do połączenia z pomarańczą lub brązem. Bardzo ładnie podkreśla opaleniznę. Sprawdzi się też jako rozświetlacz na policzki lub na łuk brwiowy.


Podsumowując: jak najbardziej polecam cienie z Essence. Za tak niską cenę, dostajemy naprawdę porządny produkt. Cienie nie osypują się, bardzo dobrze rozprowadzają. Są mięciutkie, aksamitne. do tego niesamowicie duży wybór odcieni i wykończeń- poprzez matowe i perłowe, skończywszy na holograficznych.

czwartek

Recenzja: baza pod cienie (Virtual vs. Hean)


Dziś recenzja dwóch produktów- bazy pod cienie firmy Virtual i Hean.


Pierwszą bazą, którą zakupiłam była oczywiście baza z firmy Virtual. Kosztowała ok. 9 złotych w miejscowej drogerii. Tę z firmy Hean kupiłam jakiś miesiąc temu za 14,90. Oto małe porównanie.


Konsystencja:
Virtual- tępa, podobna do plasteliny. Trudno się rozprowadza. Trzeba najpierw dobrze rozgrzać w dłoniach, ma tendencję do rolowania się na powiekach, nie nakłada się równomiernie. 

Hean- bardzo, bardzo śliska. Podobna do masełka. Genialnie rozprowadza się na powiece, nie tworzy żadnych grudek, nierównych powierzchni. Stapia się ze skórą. Na początku wydaje się tłusta, po chwili matowieje. 

Trwałość:
Virtual- cienie trzymają się cały dzień, jednak roztarcie ich na bazie jest bardzo trudne. Moim zdaniem ciężko jest połączyć ze sobą poszczególne kolory. Nie znikają jednak w ciągu dnia i nie zbierają w załamaniu.

Hean- tu również cienie utrzymują się od rana do wieczora. Kolory można doskonale łączyć i rozcierać. W upał mogą zebrać się w załamaniu (mi zdarzyło się tylko raz).

Podbijanie koloru:
Virtual- dość mocno intensyfikuje odcienie.

Hean- intensyfikuje kolory, ale  mniej niż baza z Virtual.

Gramatura i cena:
Virtual- 9zł/5g

Hean- 14,90/14 g

Wydajność:
Virtual- opakowanie starczyło mi na 3 miesiące codziennego stosowania. Jednak pod koniec baza zaczęła wysychać, tym samym musiałam resztki wyrzucić.

Hean- produktu używam codziennie od miesiąca, a zużycie jest minimalne.  Myślę, że starczy spokojnie na pół roku codziennego stosowania.

Podsumowując: wydaje mi się, że mimo wszystko dla osób z bardzo tłustymi powiekami bardziej sprawdzi się baza z Virtual. Jednak jej konsystencja jest naprawdę toporna, co dla mnie całkowicie dyskwalifikuje tę bazę. Cienie na bazie z Virtuala ciężko wycieniować, tworzą się ciemniejsze plamy, można ją niemalże zeskrobać z powieki. Baza z Hean choć nie podbija odcieni tak mocno jak ta z Virtual, ma przyjemniejszą konsystencję, a cienie na niej ładnie się rozprowadzają. 

Mój typ: Baza z Hean.

sobota

Książki, które trzeba przeczytać przed śmiercią ;))

Jako "polonistka" z dyplomem licencjata postanowiłam napisać parę słów o książkach. Natchnął mnie do tego głównie wątek na wizażu- wartościowych książek, które każdy wykształcony człowiek powinien znać. Myślę, że takich pozycji jest naprawdę wiele, jednak wszystko zależy od naszych osobistych preferencji i upodobań. Dla przykładu, na liście BBC 100 książek, które trzeba przeczytać, znalazł się Harry Potter i Małe kobietki. Nie sądzę, żeby znajomość tych pozycji była jakkolwiek przydatna czy obowiązkowa. Z ciekawości postanowiłam też zrobić mały test i sprawdzić ile książek z powyższej listy faktycznie znam. Okazało się, że jak na 3 lata studiów i tysiące przeczytanych pozycji- niewiele. A więc, chwila prawdy:


1. Duma i uprzedzenie – Jane Austen,
2. Władca Pierścieni – JRR Tolkien
3. Jane Eyre – Charlotte Bronte
4. Seria o Harrym Potterze – JK Rowling

5. Zabić drozda – Harper Lee
6. Biblia
 
7. Wichrowe Wzgórza – Emily Bronte
8. Rok 1984 – George Orwell
9. Mroczne materie (seria) – Philip Pullman
10. Wielkie nadzieje – Charles Dickens

11. Małe kobietki – Louisa M Alcott 
12. Tessa D’Urberville – Thomas Hardy
13. Paragraf 22 – Joseph Heller
14. Dzieła zebrane Szekspira

15. Rebeka – Daphne Du Maurier
16. Hobbit – JRR Tolkien
17. Birdsong – Sebastian Faulks
 
18. Buszujący w zbożu – JD Salinger
19. Żona podróżnika w czasie – Audrey Niffenegger
 
20. Miasteczko Middlemarch – George Eliot
21. Przeminęło z wiatrem – Margaret Mitchell
22. Wielki Gatsby – F Scott Fitzgerald
23. Samotnia – Charles Dickens

24. Wojna i pokój – Leo Tolstoy
25. Autostopem przez Galaktykę – Douglas Adams
26. Znowu w Brideshead – Evelyn Waugh
 
27. Zbrodnia i kara – Fyodor Dostoyevsky
28. Grona gniewu – John Steinbeck
 
29. Alicja w Krainie Czarów – Lewis Carroll
30. O czym szumią wierzby – Kenneth Grahame

 31. Anna Karenina – Lew Tolstoy
32. David Copperfield – Charles Dickens

33. Opowieści z Narnii (cały cykl) – CS Lewis
34. Emma- Jane Austen
 
35. Perswazje – Jane Austen
36. Lew, Czarwnica i Stara Szafa – CS Lewis

37. Chłopiec z latawcem – Khaled Hosseini
 
38. Kapitan Corelli – Louis De Bernieres 
39. Wyznania Gejszy – Arthur Golden
40. Kubuś Puchatek – AA Milne

41. Folwark zwierzęcy – George Orwell
42. Kod Da Vinci – Dan Brown
43. Sto lat samotności – Gabriel Garcia Marquez

44. Modlitwa za Owena – John Irving
45. Kobieta w bieli – Wilkie Collins
 
46. Ania z Zielonego Wzgórza – LM Montgomery
47. Z dala od zgiełku – Thomas Hardy
 
48. Opowieść podręcznej – Margaret Atwood
49. Władca much – William Golding
50. Pokuta – Ian McEwan
51. Życie Pi – Yann Martel
 
52. Diuna – Frank Herbert
53. Cold Comfort Farm – Stella Gibbons
 
54. Rozważna i romantyczna – Jane Austen
55. Pretendent do ręki – Vikram Seth
 
56. Cień wiatru – Carlos Ruiz Zafon
57. Opowieść o dwóch miastach – Charles Dickens 
58. Nowy wspaniały świat – Aldous Huxley
59. Dziwny przypadek psa nocną porą – Mark Haddon

 60. Miłość w czasach zarazy – Gabriel Garcia Marquez
61. Myszy i ludzie – John Steinbeck
 
62. Lolita – Vladimir Nabokov
63. Tajemna historia – Donna Tartt
64. Nostalgia anioła – Alice Sebold
 
65. Hrabia Monte Christo – Alexandre Dumas
66. W drodze – Jack Kerouac
67. Juda nieznany – Thomas Hardy

 68. Dziennik Bridget Jones – Helen Fielding
69. Dzieci północy – Salman Rushdie
70. Moby Dick – Herman Melville
 
71. Oliver Twist – Charles Dickens
72. Dracula – Bram Stoker

73. Tajemniczy ogród – Frances Hodgson Burnett
74. Zapiski z małej wyspy – Bill Bryson
 
75. Ulisses – James Joyce
76. Szklany kosz – Sylvia Plath
77. Jaskółki i Amazonki – Arthur Ransome
78. Germinal – Emile Zola

 79. Targowisko próżności – William Makepeace Thackeray
80. Opętanie – AS Byatt
 
81. Opowieść wigilijna – Charles Dickens
82. Atlas chmur – David Mitchell
83. Kolor purpury – Alice Walker
84. Okruchy dnia – Kazuo Ishiguro
 
85. Pani Bovary – Gustave Flaubert
86. A Fine Balance – Rohinton Mistry
87. Pajęczyna Szarloty – EB White
88. Pięć osób, które spotykamy w niebie – Mitch Albom
 
89. Przygody Scherlocka Holmesa – Sir Arthur Conan Doyle
90. The Faraway Tree Collection – Enid Blyton
 
91. Jądro ciemności – Joseph Conrad 
92. Mały Książę – Antoine De Saint-Exupery
93. Fabryka os – Iain Banks
94. Wodnikowe Wzgórze – Richard Adams
95. Sprzysiężenie głupców – John Kennedy Toole
96. Miasteczko jak Alece Springs – Nevil Shute
 
97. Trzej muszkieterowie – Alexandre Dumas
98. Hamlet – William Shakespeare
99. Charlie i fabryka czekolady – Roald Dahl 
100. Nędznicy – Victor Hugo

No właśnie, nie jest ich zbyt wiele. Kolorem czerwonym zaznaczyłam pozycje przeczytane, niebieskim te, które znam, przeczytałam streszczenie, widziałam ekranizacje lub przerabiałam na zajęciach. Lista stworzona przez BBC nie jest do końca przemyślana. Na studiach w czasie jednego semestru czytałam około 50- 100 książek- literatury polskiej i powszechnej. Uważam, że jest wiele wartościowych pozycji, które na liście BBC się nie znalazły.

Od siebie mogę polecić i do listy dopisać: oczywiście trylogię Sienkiewicza, Pana Tadeusza, Wilka stepowego, Opowiadania Lovecrafta, Dżumę, Jądro ciemności, Weronika postanawia umrzeć, Imię róży, i wiele innych.

Tegoroczne wakacje mam zamiar poświęcić na czytanie książek "ambitnych". W planach mam Zwrotnik raka, Lolitę, Hańbę, Mnicha i różne inne powieści gotyckie. Zainteresowałam się również czasopismami elektronicznymi. Szkoda mi trochę pieniędzy na wydania, które można znaleźć w empiku, więc magazyn online wydaje się być świetną alternatywą. Na razie zaglądam do:

Jeśli znacie jakieś porządne czasopisma online, to zapraszam do komentowania ;))

środa

Letnia ochrona

Lato zbliża się wielkimi krokami, słońce już niesamowicie praży, dlatego wybrałam się na poszukiwanie filtru do twarzy. W zeszłym roku po kuracji kwasami przetestowałam wiele filtrów znanych marek aptecznych. Na pierwszy ogień poszedł krem SVR 50. Cena to około 50 złotych. Niestety, jak dla mnie posiadał on same minusy. Strasznie bielił twarz, miał świnkowy odcień, ale przede wszystkim strasznie zapychał i robił masakrę na twarzy.


Dzięki próbkom przetestowałam też kilka innych aptecznych filtrów, ale żaden się nie sprawdził. Były tłuste, ciężko się wchłaniały, bieliły, zapychały. Ostatnio pani dermatolog poleciła mi filtry z Iwostinu, ale po przeczytaniu recenzji na wizażu zrezygnowałam z kupna. Przeglądając KWC natknęłam się jednak na produkt, którego w życiu nie podejrzewałabym o to, że może być dobry i zastąpić apteczne filtry. Mowa o kremie do twarzy spf 30 z firmy Soraya. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu okazało się, że cena to jedyne 13 złotych w Rossmannie. Co więcej, krem posiada fotostabilny filtr, bez parsolu, co oznacza, że możemy stosować na niego wszelkie fluidy i pudry.

Jak dla mnie krem ma same plusy. Ma bardzo delikatną konsystencję. Nawilża, nie pozostawia tłustego filmu, szybko się wchłania. Po 5 minutach mogę spokojnie nałożyć podkład i puder. Nie bieli i co najważniejsze, nie zapycha. Jestem ogromnie zaskoczona, że taki produkt za tak niewielką kwotę można zakupić w niemalże każdej drogerii. To ogromne udogodnienie dla osób, które chcą lekkiego kremu, a zarazem ochrony przed słońcem. Oczywiście, spf jest dość niski, ale ja należę do osób, które na słonku nie siedzą, więc sądzę, że na przemykanie ulicami mi wystarczy.  Polecam z czystym sumieniem :))

piątek

Prezenty na Dzień Dziecka u...

Riki tiki... kosme-tiki! którą znajdziecie pod adresem: http://kosme-tiki.blogspot.com/. Szczerze polecam, nie tylko ze względu na rozdanie, ale też na świetne porady.

A w konkursie do wygrania wspaniały zestaw kosmetyków:

w skład którego wchodzą:
  • BENEFIT D'finer D'liner 
  • H&M Lipgloss - Pink Flamingo
  • Essence Nail Art Cracking Top Coat Crack Me! White
  • Clinique (3 kroki, próbka)  
Konkurs trwa do 31 maja. Może to właśnie mnie się poszczęści???

wtorek

Słów kilka o tv ;)


W ostatnim czasie nagromadziło się kilka wydarzeń, które można nazwać mianem historycznych- królewski ślub, beatyfikacja, obchody majowych świąt. Naturalnym skutkiem tychże wydarzeń, były oczywiście transmisje telewizyjne. I tu pojawia się problem. Problem, który urósł niemalże do rangi państwowej. Mianowicie, ludzie zaczęli masowo narzekać, przeklinać, nienawidzić telewizji. Nie było dnia, ani godziny bez pełnego sprzeciwu i oburzenia wpisu na facebooku, twiterze, n-k, forach itp, itd.

Czy my, Polacy, musimy wciąż narzekać i być niezadowoleni? Nikt nikogo do niczego nie zmusza :) Przeciętny Kowalski ma do wyboru co najmniej 4 stacje telewizyjne, Internet, radio, prasę. Więc ma w czym wybierać. Zresztą, czy nie lepiej spędzić ten czas z Rodziną, lub po prostu wyluzować i obejrzeć jednak w jakiej sukience pojawiła się Victoria Beckham na królewskim ślubie? 

Wiele, za niewiele ;)

Wbrew pozorom czasem w sklepach, których nie podejrzewaliśmy o dobry towar, znaleźć można super tanie perełki. Wczoraj wybrałam się do osiedlowej Biedronki po... trampki. A właściwie trampkowe baleriny, za jedyne 13 złotych. Oczywiście, nie spodziewam się zbyt wiele, ale czasem na spacer, albo do sklepu nie potrzebuję eleganckich balerin albo szpileczek. Dlatego postanowiłam zakupić te o to trampeczki.




Są w stylu marynarskim, więc myślę, że będą pasowały do sporotwego białego żakietu, białej torebeczki, ciemnych dżinsów i bluzki w paski.

Must have wiosna/lato 2011

Wiosna to taki okres, kiedy mam ochotę na małe zmiany. Po kilku miesiącach noszeniach szarych grubych swetrów, mam w końcu okazję, by troszkę zaszaleć. W tym roku w mojej szafie i kosmetyczce zapanują kolory: ciemny róż, fiolet, a przede wszystkim mój ukochany turkus i mięta. O to kilka inspiracji, jakie znalazłam dziś na weheartit.com.

Na pierwszy ogień idą paznokcie (czyli moja obsesja). Uwielbiam malować paznokcie. Zimą i jesienią dominują na nich fiolety, czerwienie, granaty. A wiosną? Oczywiście pomarańcz, koral, mięta, turkus, żółć i nude.










Moja kolejna must have'wowa (;p) obsesja to kolczyki- pióra. W swojej kolekcji mam 3 rodzaje pawich, a także turkusowe i białe. Mam zamiar kupić jeszcze kilka egzemplarzy ;))




 

Szczęściu trzeba pomagać, więc...

więc biorę udział w konkursie No to pięknie, gdzie do wygrania jest aż 5 zestawów kosmetyków firmy Virtual.
Link do rozdania: http://no-to-pieknie.blogspot.com/2011/05/tyle-wszystkiego.html

A oto nagrody:






Kosmetyki Virtual znam i używam od dawna. Zakochałam się oczywiście w bazie pod cienie, gdyż mam bardzo tłuste powieki i żadne cienie nie chcą trzymać się na nich dłużej niż godzinę. Wkrótce recenzja moich typów z Virtuala :))

poniedziałek

Odkrycie...

Dziś odkryłam niesamowitą stronkę:
http://weheartit.com/

Znaleźć można na niej cudowne zdjęcia, a przede wszystkim inspiracje modowe. Stronę znalazłam dzięki Sarze z bloga: http://jetsonstreet0.blogspot.com/


Moje typy:












czwartek

Reklamy perfum




Dziś słów kilka o moim małym "zboczeniu". Uwielbiam, kocham, ubóstwiam reklamy perfum, szczególnie te dłuższe, które opowiadają jakąś historię. Każda z nich to małe arcydzieło. Niesamowite stylizacje, piękne kobiety, przystojni mężczyźni i historia miłosna w tle- czego chcieć więcej? Moja ulubiona reklama to oczywiście Chanel nr 5 z Audrey :))








Mój ukochany zapach (szkoda, że taki drogi)







Piękna Gisele:







I inne:















sobota

(Nie) Zły banał, czyli Burleska...


Kolejny musical trafił na ekrany naszych polskich kin. Widzów przyciągnęły "wielkie" nazwiska, barwne, skąpe kostiumy tancerek i teatralne scenografie. Niektórzy wyszli zadowoleni, a inni zniesmaczeni prostotą, a wręcz banałem przedstawionej historii. "Wymagająca" widownia od razu okrzyknęła film "powtarzalnym gniotem". Ale... czy idąc do kina, na hollywódzki przebój z Christiną Aguilerą powinniśmy spodziewać się deszczu meteorytów, głębokiej, poruszającej historii, wwiercania się w ludzkie umysły? Nie sądzę. Wybierając takie kino powinniśmy być nastawieni na powtarzalność, przewidywalność, banał. A czy w banale jest coś złego?

Musical przedstawia historię dziewczyny z prowincji. Brzmi znajomo? Owszem, bo to chyba ulubiony zabieg reżyserski. Otóż, główna bohaterka postanawia wziąć swój los w swoje ręce i postanawia zamieszkać w Los Angeles. Miasto aniołów ma być dla ślicznej blond artystki bramą do wielkiej kariery. Kiedy dziewczyna przypadkowo odkrywa intrygujący ją klub, postanawia za wszelką cenę w nim pozostać.

Pióra, cekiny, kabaretki. To świat dziewczyn z Burleski. Widzowie spodziewający się głębokich doznać intelektualnych mogą być zawiedzeni. To nie jest kolejny film o psychodelicznych baletowych tancerkach nieradzących sobie z konkurencją. To film lekki, przyjemny, w sam raz na miłe spędzenie wieczoru po ciężkim dniu. I choć zawiera w sobie ogrom przeżutych do granic możliwości motywów to jest wart obejrzenia. Fabuła nie porywa, to fakt. Jednak piękne kreacje, mocny głos Aguilery, wspaniała scenografia zasługują na uznanie i mogą być rekompensatą wobec kolejnej dawki nieszczęśliwej miłości, problemów finansowych i szczęśliwych zakończeń. Reżyser postawił głównie na ładne obrazki i dobrą muzykę, pozostawiając w tyle fabułę, której właściwie mogłoby nie być. I choć Aguilera niekoniecznie przekonuje nas jako aktorka, to talentu wokalnego nie można jej odmówić. Zachwycająca muzyka, potężny głos głównej bohaterki, eteryczne tancerki, przystojni mężczyźni to siła tego filmu. Bo przecież nie każda fabuła musi powalić nas na ziemię i nie pozwolić nam z niej wstać. Film mimo swej powtarzalności i nawiności przyciąga. Może za sprawą pięknej Aguilery? Warto przekonać się samemu.